Komu wierzyć? Komu zaufać?

W życiu bywa tak, że czasami staramy się upiększyć swój świat dodając kolorytu, efektów specjalnych, wymyślonych historii tylko po to, aby nasze szare i nudne życie pokazać innym w bardziej kolorowej wersji. Jak to zweryfikować? No jest ciężko!! Nie znając autora „brednii”, nie jesteśmy w stanie tego ustalić, a może to jest prawda??

Ostatnio, z racji wykonywania czynności służbowych, podwoził mnie klient. Wsiadam do auta, on nie rusza.
On:  Pasy!
Ja: A nie ruszy bez?
On: Ja nie ruszę!
Opad szczeny miałem taki, że musiałem podnosić ją z podłogi, po czym kontynuował.
– Pasy uratowały mi życie, zawsze zapinam, po tym jak spędziłem 3 miesiące w szpitalu.
No faktycznie, po takim przeżyciu sam bym zapinał pasy jeszcze nawet przed wejściem do auta. Okazało się za chwilę, że gość miał 3 poważne wypadki, a w jednym dziecku życie uratował. Szok!!!

Jechaliśmy jak „pizdy” tzn. on tak jechał, jakby miał prawko od wczoraj, ale nie, ale nie!!! Się okazało, że jest posiadaczem rajdowego prawa jazdy FIA do 2 litrów, jeździł rajdowym Clio 2,5 litra, 250 km, … Nie jeździ poniżej 200 koni, ale ostatnio kupił coś w dieslu, jakieś 120 km, na razie mu wystarcza. Dało mi to do zastanowienia. Potem dowiedziałem się, że zmodyfikował Volvo, przeprowadził wał napędowy, zrobił z niego 4×4 i jakiś mocny silnik i na Nürburgringu wykręcił nim czas gorszy o 3 sekundy od Lamborghini Aventador. Tym lambo chyba jechał kursant L-ki, śmiechu warte. No dobra przyjąłem do wiadomości. A teraz o tym dziecku, co mu życie uratował. Jechał nocą, a nawet śmigał autostradą, i jakieś dziecko mu przeleciało, nie wiadomo skąd tam się wzięło, ale po manewrze omijającym wyleciał z drogi nad barierami ochronnymi i dobrze, że kierowca jakiegoś dostawczaka widział całe zajście i pomógł mu wydostać się z auta. Dziecko zniknęło, a może to jak zwany „czarny pies” wszystkich kierowców?? Spędził 3 miesiące w szpitalu – szacun.
No dziwny gość, bałem się z nim dalej  jechać.

Przejeżdżam rocznie ok 40tys km, wiem, nie jest to może dużo, nie jeżdżę też pomału, do przepisów nie stosuję się prawie nigdy, bo szkoda mi mojego czasu, tylko fotoradary mnie powstrzymują,  inni kierowcy – zawalidrogi, oraz limity firmy i możliwości aut, którymi jadę.
A może jestem za bardzo wymagający, za mało widziałem, co na tej drodze może nas spotkać, albo co inni kierowcy mogą nam zgotować.
A może rzeczywiście ma takie traumatyczne przeżycia z dróg, po tylu wypadkach, takich doświadczeniach, faktycznie, droga publiczna to nie tor wyścigowy, ale czy on faktycznie kiedyś na takim był??

Jesteśmy narażeni na słuchanie bredni, nie jesteśmy jednocześnie w stanie zweryfikować informacji, więc przyjmujemy je z „przymrużeniem oka”.
A może gość faktycznie po takich przejściach … Nie chce się zastanawiać, szkoda czasu.

Koszt przejazdu a wartość ładunku

Jak życie potrafi płatać figle, dowiedziałem się dopiero wczoraj, nie byłem zaskoczony, byłem miło zaskoczony.

W dobie takiej inflacji, powiedzmy sobie takiej sobie, gdzie zarobki rosną, ale tylko wg naszego rządu, podejmowanie szybkich decyzji związanych z zakupami może powodować zwiększenie kosztów dojazdu do jednostki handlu detalicznego, a co za tym idzie, zwiększenie samego kosztu zakupu, zwłaszcza, że jego wielkość (zakupów) diametralnie przekłada się na jednostkowy koszt przejazdu. A może odwrotnie?? Czy coś tak, nie uważałem na lekcji związanej z kosztami przewozu ładunków.

Sytuacja była skomplikowana i wymagała szybkiego podjęcia decyzji o uzupełnieniu zapasów soku, który był na wykończeniu. Przejazd do sklepu, bo tylko taka forma transportu wchodziła w grę, łączy się z kosztem, który może nie zostać pokryty, przez zyski, które przyniesie zakup tańszego soku firmy X, w porównaniu do ceny w pobliskim sklepie. Podjęcie tak karkołomnego i niepewnego co do kosztów przejazdu przynosiło ryzyko zakupu soku w podwyższonej cenie.
Ryzyk fizyk, pojechałem. Byłem skłonny ponieść podwyższony koszt, w zamian nie musiałem iść „z buta”, połączyłem przejazd ze zwiedzaniem miasta w porze wieczorowej – powiedzmy kontrola oświetlenia ulic miasta.

Przy sklepie, gdzie wózki są pobierane za kaucją*, napotkałem na pierwszy problem ze znalezieniem aktywów, które należało wpakować w wózek. Na szczęście znalazła się złotówka (słownie: jeden zet), w przeciwnym wypadku musiałbym targać za sobą, albo przed sobą, koszyk ciągniony lub pchany.
Zbliżając się do miejsca postoju wózków, ze złotówką w ręce, ociągając się z decyzją: wózek czy koszyk, zauważyłem klienta, który wózek odstawił, ale nie wsadził blokady z wózka poprzedniego, w celu wyjęcia kaucji, więc stwierdziłem, że wózek bezkaucyjny, po co zamrażać aktywa w wózek.
Co zrobił oszczędny klient? Zabrał wózek bez inwestowania zeta.
No i na salony!!!

Po udanych zakupach czas na opuszczenie sklepu. Ku mojemu zdziwieniu, zaraz po wyjściu ze sklepu … surprise. Na ziemi leżało 20zł (słownie: dwadzieścia zeta) w jednym pięknym banknocie o nr AX6335482. Jego podniesienie nie spowodowało większego wysiłku, raczej polegało na wykazaniu się refleksem, aby zdążyć przed innymi potencjalnymi chętnymi, którzy chcieli by podjąć (przygarnąć) wolną gotówkę.
Co przeszło mi przez myśl?? Koszt przejazdu z punktu A do punktu B i z powrotem zwrócił się prawie 3-krotnie, jechałem oszczędnie, nawet w drodze powrotnej.

Ale to nie był jeszcze koniec niespodzianek. Mimo, że wózek, jak mniemałem był bez wkładu własnego w wynajem na czas zakupów, postanowiłem go odstawić na miejsce, wykorzystując sytuację nie inwestowania kasy w wózek, nie zwalniało mnie to jednak z zachowania ogólnie przyjętego ładu i porządku społecznego – wózek odstawiłem.
Ale coś mnie tknęło, jeżeli ja miałem bez kasy, inni też mogą mieć?? Właśnie że nie!!! A jak nie odstawią i zostawią na parkingu, ktoś (czyt. ja) uderzę potem autem w ten sam wózek, ….
Wsadziłem blokadę z wózka poprzedzającego i … wyskoczyła złotówka (słownie: jeden zet) Co za fart!!!

I tak to w ten sposób, zmuszając się na siłę do przejazdu do sklepu, zaoszczędziłem (zarobiłem) 21 zł (słownie dwadzieścia jeden zetka).
Dzisiaj przeznaczę całą tę sumę na Euro Milions, mam tylko nadzieję, że przy okazji, nie pojadę autem i nie zapomnę.