Nie widziała dupa słońca

Ostatnio w mediach „publicznych”, ale nie tylko, jest ogólnopolska nagonka na nauczycieli, którzy w miarę swoich sił i możliwości, gdyż w tej kwestii napotykają na opór materii zainteresowanych uczniów, ale i samych rodziców, staraj się kształtować nasz wspólną przyszłość. Nie jest to proste zadanie, czyż nie??

Wszyscy mówią o misji nauczycieli, których obowiazkiem jest nauczanie cudzych dzieci, za które otrzymuja adekwatne wynagrodzenie. Więc jacy uczniowie, taka wypłata?? Słaba?? Gdzie jest ta granica, której przekroczyć nie wolno??

Nauczyciel to takie „stworzenie”, które od długich lat jest przyzwyczajane do roli służalczej, na zasadzie „nic nie może, wszyscy mu karzą”. A to musi pracować 40 godzin w tygodniu, musi brać udział w szkoleniach, radach, uczestniczyć w egzaminach,… w ramach swoich obowiazków. Dochodzi jeszcze do tego wychowania dzieci (młodzieży), bo rodzice sobie czasami nie radza, dbanie o ich bezpieczeństwo, bo to głupie jeszcze i niedoświadczone, poza tym najważniejsze – kształtowanie postawy obywatelskiej.

Dlaczego się nie zbuntują??
Duża część z nich nie ma alternatywy, a niby maja uczyć przedsiębiorczości, zaradności i mobilności. Bez szkoły sobie w życiu nie poradzą, muszą ją mieć, a nie ona ich. Są skazani na szkołę.
Od kogo uczniowie mają się uczyć??
Od osób, które poza szkołą nie widzą nic więcej, nie mają czasu ani środków na to, aby poszerzać swoje możliwości, nie tylko pod względem edukacyjnym, bo niby wszyscy mamy się rozwijać i dążyć do tego, aby było nam lepiej, wygodniej, szybciej, łatwiej, …

Jak rozwiązać tę sytuację? Podpowiedz dla Ministerstwa „Niemocy” Edukacyjnej.
Każdy nauczyciel, bez względu na nauczany przedmiot, tym bardziej zawodowcy, czyli nauczyciele uczący przedmiotów zawodowych, powinni być na dwuletnich kontraktach, po których obowiązkowo powinni na rok „przenieść” się do zawodu swojej nauczanej branży w celu dostosowania swojej wiedzy i umiejętności do wymogów runku i branży. Po tym roku wraca do szkoły na kolejne 2 lata. Po roku jest wypoczęty, zazna pracy tylko po 40 godz. w tygodniu, nie pracował popołudniami i w weekendy, zarabiał 2 razy tyle, lub lepiej, niż w szkole, miał urlop, kiedy tylko chciał, .. Można tak długo wymieniać.

Teraz strajkują! To prawo po prostu im się należy, jak każdemu. Każdy, któremu zależy na swojej pracy, na jej znaczeniu, prestiżu, powinien coś w tym kierunku zrobić. Przystąpić do strajku. Są nauczyciele, którzy nie strajkują, nie zależy im raczej na sytuacji ogólnej i chyba tylko dla kasy, bo dostają wynagrodzenie w czasie strajku, nawet za to, czego nie robią. Strajkujący nie dostaną za czas strajku nic, zależy im na tym, o co walczą – nie tylko o kasę, ale o prestiż, zrozumienie i przeciw zakłamaniu, które zlewa się na nich zewsząd. Zwłaszcza z mediów publicznych i rządu.

To, co teraz się wyprawia z zawodem nauczyciela, mam nadzieję, że wróci do rządzących w dwójnasób i odbije się im taką czkawką, że będzie ich czkało przez następną kadencję, jeżeli wygrają.
Jak to kiedyś usłyszałem: „Większość naszych nie ma matury i jak sobie świetnie radzą w rządzie?!!” Mam pewne obawy, czy coś to da.

Reasumując. Nie mając innym możliwości i perspektyw, łatwiej takich ludzi zastraszyć i zmuszać do czegoś, co może być sprzeczne z ich przekonaniami i rachunkiem ekonomicznym.

Powiem tak. Są na straconej pozycji, ale tylko od nich zależy, jak to się skończy, nie ma bowiem sytuacji bez wyjścia, ale trzymam kciuki za nich.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.