Pajacowanie

Czasami ludzie starają się pokazać innym, ile to oni mają roboty, jak są zajęci, oderwanie ich od codziennych zajęć i czynności powoduje taką destabilizację ich pracy, że świat się wali, nikt nie może sobie bez nich poradzić.
A może przyczyną jest brak organizacji pracy, który wynika albo z braków edukacyjnych, nieodpowiedniej ilości szkoleń i warsztatów, lub po prostu z prostactwa, bo tak to wyglądało.

Najlepsze miejsce obserwacji takich zjawisk zachowania ludzi to zjazdy rodzinne, a jednym z nich, najsmutniejszym, jest pogrzeb.

Mam przerąbane zajęcie dodatkowe, prawie jak ostry dyżur połączony z loterią, nigdy bowiem nie wiadomo, kiedy przyjdzie SMS z nowym zleceniem. Sam się na to pisałem, nie mogę teraz narzekać, przyzwyczaiłem się. Nie ma jednak sytuacji bez wyjścia, tak można sobie zorganizować czas pracy, zajęcia, poprzesuwać spotkania, wyjazdy i inne, aby znaleźć 2-3 godziny na spokojny pogrzeb.

Niestety nie wszyscy to potrafią, a jeszcze pokazać innym, że teraz musze coś pilnie załatwić jest dla nich bezcenne. Podczas kulminacji wydarzenia jeden z osobników musiał pilnie załatwić coś przez telefon. Rozumiem powagę sytuacji, nie wiem czy było to coś poważnego, może kryzys na półwyspie koreańskim, a może ostry spadek na giełdzie w Nowym Jorku, a może tylko brakło oleju, bo to dotyczy mechanika samochodowego. Oleju jak oleju, coś w tym jest. Zamiast przejść na tył konduktu żałobnego, który zgromadził się nad grobem, poszedł na jego front, aby chyba wszyscy go widzieli. No i widzieli.

Nie wiem jak to określić, ja swój miałem wyciszony i nawet nie myślałem w tym momencie, że może ktoś zadzwonić, a jakby nawet, to co. Poczeka. Nie ucieknie. Jedynym określeniem jakie mi przychodzi na myśl to właśnie „pajacowanie„.

Na stypie już tak nie obserwowałem „wrogów” w naszej rodzinie, ale się panoszyli na 100% ich możliwości, tak, aby zwrócić na siebie uwagę. Nie udało się im chyba, siedzieli w swoim hermetycznym środowisku, a ja nie zamierzałem marnować czasu na ich obserwowanie.

W pewnym momencie i my musieliśmy wrócić do obowiązków. Telefon odebrałem przy stole, aby nie robić niepotrzebnego zamieszania, szybko ustaliłem termin i … . Wstaliśmy, przeszliśmy, zrobiliśmy zamieszania troszkę i zwróciliśmy ich uwagę na sobie, teraz my załatwiamy nasze sprawy, ale chyba w lepszym stylu, tzw. angielskim – opuściliśmy lokal, starając się nikomu nie przeszkadzać. Z doniesień osób pozostałych, byliśmy skrupulatnie obserwowani.

 

Zasłyszane, ale czy fajne??

Jak mówi stare polskie przysłowie „Powtarzanie cudzych mądrości …” no i reszty niestety nie pamiętam. Można byłoby dołożyć coś na koniec ciekawego kończąc przysłowie, dostosowując do okoliczności, coś w rodzaju „… prowadzi do niepłodności„, „… wzbudzi w Tobie dużo zazdrości” lub „…połamie Ci parę kości„.

Nie będziemy tutaj robić przedruków, postaram się temat własnymi słowami przedstawić, zmieniając, w najgorszym przypadku, szyk w zdaniu.
Jak stać się ofiarą własnego, nieprecyzyjne zadanego pytania?
Szybko!!!
Było to tak:
– Co robicie jak jest post?
– Komentujemy i lajkujemy.
No i po sprawie. O co innego chodziło autorowi pytania, wyszło jak zwykle. Czasami sami łapiemy się na sytuacjach, których nie zamierzaliśmy, a zostały odebrane inaczej, niż byśmy to my chcieli. Można wtedy wybrnąć z sytuacji obracając sytuację w żart, albo zastraszyć słuchaczy, aby im w pięty poszło, szybko tego i tak nie zapomną.

 

Do 3 (słownie: czech) razy sztuka

Jak określić poziom szczęścia w danym momencie? Wszystko zależy od sytuacji, jakiej to „szczęście” dotyczy. Tym razem zajmę się promocją w jednej z galerii handlowych w Krakowie przy Zakopiance, po prawej stronie jadąc od Zakopanego. Dlaczego od Zakopanego? Bo wszyscy to coś znają, albo tylko główną ulice tego miasta – Krupówki. Ale nie o to tutaj chodzi. Jeżeli ktoś nadal nie wie, o które Centrum Handlowe chodzi, podpowiadam, że nie bez powodu użyłem dwa razy nazwy Zakopane przy określeniu lokalizacji.

Promocja jest, a raczej była, szacowna, bo za dokonanie zakupów za min 50zł, otrzymywało się los na loterię, na której można było wygrać jedną z 2000 nagród po 50zł, do realizacji w Galerii.

Skuszony promocją postanowiłem sprawdzić poziom swojego szczęścia. Udałem się do jednej z Drogerii w tym Centrum, zakupiłem wodę toaletową za 99zł, a z paragonem udałem się do punktu dystrybucji kuponów. Mogłem dokupić coś za 1PLN, wtedy przysługiwałyby mi 2 (słownie: dwa) losy. Ale stwierdziłem, nie wolno być zachłannym, trzeba zostawić trochę szczęścia innym.

Po otrzymaniu owego długo wyczekiwanego losa podszedłem ostrożnie do maszyny losującej. Jakaś kobieta miała kilka kuponów, ale każdy był pusty, a napis pojawiający się na ekranie „spróbuj ponownie” samego mnie zaczął denerwować. Przyszła moja kolej i licząc na czarną serię spodziewałem się najgorszego – że zobaczę „spróbuj ponownie”. Co wtedy? Wstyd i hańba, jak odejść od maszyny z niczym??

No i do dzieła. Skanujemy kod, na ekranie pojawia się „zdrapka” i ja ją całą ręką zaczynam zmazywać. Ku mojemu, nie powiem że nieoczekiwanemu, zdziwieniu okazało się, że wygrałem 50PLN!!! W te pędy udałem się do punktu rejestracyjnego po odbiór karty z doładowaniem 50PLN.

Kilka dni później z całą rodziną postanowiliśmy spróbować szczęścia grupowego, licząc na szczęście najmłodszego członka rodziny. A że była pora obiadowa, po posiłku, który musiał dla wszystkich przekroczyć 50zł, poszliśmy do punktu rejestracji i odebraliśmy los. No i czas na maszynę losującą i … Bingo!!! Mamy kolejne 50PLN na karcie. Co teraz, taka seria szczęścia nie może przejść nam koło nosa. Co tu kupić, aby znowu z dwóch paragonów przekroczyć 50PLN? Co potrzebujemy?? Papier toaletowy okazał się tym produktem, na którego zapotrzebowanie jest na okrągło, jak papier długi. No to do Drogerii po papier toaletowy, dwie maseczki, plus kupon z KFC za posiłek najmłodszego, 50PLN przekroczone i dawaj po losa.
Do maszyny losującej i … Bingo!!! Mamy kolejne 50PLN na karcie.

Takie szczęście nie można porzucić. Robimy duże zakupy w Markecie tego Centrum. Przekraczamy 150zł, otrzymamy 3 losy i jak seria szczęścia nam dopisze, wygramy może ponownie?? Szybkie zakupy, kwota niestety nie przekroczyła 150zł, bo po uwzględnieniu rabatu na „Kartę dużej rodzinki” wyszło 142zł. Cholera jasna. Czy to zły znak?? Po uzyskaniu informacji w punkcie rejestracji paragonów, że paragony tego sklepu nie biorą udziału w promocji, byliśmy załamani, ale wyciągając pozytywy, to były takie, że po powrocie do domu mieliśmy co jeść, a nie tylko 2 karty po 50PLN.

Nowe błamy

Dwie nowe możliwości aranżacji Twojego mieszkania, pokoju, kanapy, …
Pierwsza propozycja (jaśniejsza) to narzuta o rozmiarze 160×200 cm. Kawałki skór baranich pochodzą ze skór odzieżowych, długość włosa 3-5cm, delikatne w dotyku, …

Druga propozycja to narzuta 160×200 i do tego 2 fotele w rozmiarze 160×60. Gatunek skóry taki sam jak wyżej, Toscan odzieżowy, delikatny w dotyku, idealnie układa się na fotelu.

„KLER”. Czym i jak to zjeść?

1-10-2018 
Od dłuższego czasu szykuje się na tanią rozrywkę, na której, za swoje ciężko zarobione pieniądze, będę chciał się pośmiać, dobrze zabawić, fajnie spędzić czas, a kasa za bilet będzie gratyfikacją za wyprodukowanie filmu – czyli pomysł i wykonanie. Nie chcę się wgłębiać w szczegóły i ile w tym prawdy, wszyscy dobrze wiedzą.

Przeczytałem recenzję jakiegoś vlogera, autora wideobloga „Ponarzekajmy o filmach”. Jestem w głębokim szoku z braku jego profesjonalizmu, a może tylko o czytelność i popularność chodzi. Ten film żadnych szans na Oskara nie ma, ani to w kategorii komedia, ani horror, tym bardziej dokument. Wiem, czego mam się spodziewać po filmie, że będzie to „przerysowany” obraz, a żeby efekt był wzmocniony, to sami tacy bohaterowie tego obrazu będą.
A że tym razem na duchownych trafiło, sorry, nie moja wina.

Nie, nie byłem jeszcze na filmie, czekam, aż bilety będą dostępne w sprzedaży i kolejki się skończą, źle toleruje tłum. Przerzedzi się w kinie, oglądnę film w spokoju i nikt nie każe mi się zamknąć, jak za głośno będę się śmiał.
A może trafie na jakiś obrońców kościoła, którzy gdzieniegdzie doprowadzili do zakazu wyświetlania filmu, ale sami przyszli zobaczyć, o co chodzi w filmie?? Poznać prawdę?? Sam nie wiem. Oglądnę już … w krótce.

2-10-2018
Tłumy przed kinem o czymś muszą świadczyć, a reklama zafundowana twórcom filmu przez nasze Duchowieństwo, zszokowane filmem, jest bezcenna. Na razie czytam recenzje i szykuję się duchowo na film. Duchowo może za dużo powiedziane, podchodzę do tego jak do komedii, a nie filmu dokumentalnego. Jak to mówi jeden z naszych ulubionych gawędziarzy Marcin Daniec: „bo każdy coś za uszami ma”.
W przypadku tego filmu tak jest, ale nie można generalizować.
Są też źli, nieudolni lub zachłanni lekarze (Botoks), przekupni policjanci (Drogówka), adwokaci i sędziowie, złośliwi i nieludzcy nauczyciele, a powinni przykładem asertywności świecić. Można tak długo wymieniać i na nikim nie zostawić suchej nitki. Ale nie świadczy to o tym, że wszyscy tacy są.

4-10-2018
Nie wiem, czy już iść do kina, czy czekać dalej?? Zaczyna pomału przycichać szum wokół filmu, albo tylko to jest moje subiektywne odczucie, coraz częściej księża i zakonnicy wyrażają się pochlebnie, że wcale to nie jest komedia, więc z czego się śmiać?? 

Obserwowanie zjawisk przyrodniczych

Od wieków ludzie spoglądają w różnych kierunkach, zarówno w celach naukowych, poznawczych, ale również dla własnej nieprzymuszonej satysfakcji wewnętrznej, która jest powodowana albo urokiem obserwowanego zjawiska, albo szokującym i zaskakującym wydarzeniem lub okolicznością, dochodząc do wniosku: jak można tak robić, zrobiłbym to inaczej, prościej, szybciej, a na samym końcu podsumowując – co za debil.

Dzisiejszy dzień włączył we mnie moduł obserwacji, z dwóch powodów:
– pierwszy: wcześnie musiałem wstać, aby już na 6.45 być w pewnym mieście, oddalonym od mojej „bazy wypadowej” o 21km, już byłem niewyspany na dobry początek, a może to nie był dobry początek
– drugi: mam zacząć wieczorem specjalną dietę, może to ona powoduje u mnie, po przemyśleniach nad jej metodą, obawy?? Jak analizuję to, co mam jeść, przerażą mnie, że umrę z głodu. Ale do tego dokładając suplementację, …

Po wykonanej porannej misji, kiedy już zdobyłem miejsce w autobusie z nadzieją, że powrót zajmie może 30 min, co było mrzonką, zacząłem obserwować … na początek pracownika na placu budowy dworca kolejowego. Jego zadanie było proste, adekwatne do wykształcenia. Miał przerzucić, może za dokładnie określone, miał przemieścić worki ze śmieciami z jednego miejsca na drugie. To pierwsze to paka dostawczego Mercedesa 300-coś, z burtami, bez plandeki, drugi to kontener na śmieci, wysoki, bo chyba jego burty miały dobre 3 metry wysokości.
No i ściągał woreczki, dobrze że lekkie i wyrzucał je w górę jakby brał udział w zawodach „strong men” przerzucając prze burtę kontenera na wysokości 3 metrów.
No ale, dzięki Bogu, woreczki się skończyły z kraju paki Mercedesa i trzeba było wejść n a nią, aby kolejne woreczki przerzucić. No i się okazało, że z paki bliżej, łatwiej i szybciej. Ale tak działa ewolucja, stopniowo, nie rewolucyjnie, to nie sądy.

Nadszedł czas odjazdu autobusu, 7:15 to ten czas, jeszcze jakaś „babcia” chciała na ten kurs się załapać, bo do szpitala się spieszyła, ale jakiejś siostry nie było i miała zaraz dojść. Kierowca odjechał. Na wyjeździe jeszcze dwie osoby zwinął i wyjechał z dworca. Wtedy go olśniło, że odjazd miał 7:20, stwierdził: „Kurwa, ja pierdole, ale damy rade …” zawinął się na rondzie, podjechał na stanowisko, zapytał kto ma bilet na 7:20, okazało się że nikt, i odjechał, ale „babcia” nie dawała za wygraną, goniła autobus, ale kierowca „Tylko z biletami”. Babcia odpadłą. Dziwie się „babci”, bo ja bym powiedział, że mam bilet, a po wejściu, już by mnie nie wyrzucił. Ewolucja w tym przypadku nie zadziałała, a może to zwykła empatia???

Potem było jeszcze gorzej.
Zaczęły dobiegać do mnie niepokojące, dziwne, aczkolwiek dobrze znane dźwięki.
Gość obok zaczął obcinać sobie paznokcie obcinaczem (manicure), dobrze, że nie zabrał się pedicure. Na 3 razy zaczynał, albo był  perfekcjonistą, albo partaczem, skoro na 3 razy zabierał się do tego samego. Miał kolczyk w uchu, taki gad jakiś, potem na tych obrzynkach sobie siedział. Może tak lubi.
Ewolucja tutaj nie działa, omija szerokim łukiem niektóre gady.

A może to po prostu ja miałem gorszy dzień??? Żeby się tak wszystkich czepiać??
Nie, tylko obserwowałem, nie ingerowałem, nie nadaję się na zbawcę świata.
Zwłaszcza, w tak błahych sprawach.

Co to znaczy wyśmienita aranżacja

Takie zdjęcie otrzymałem od Klientki, Pani Magdy z Warszawy.
Powiem szczerze, wiele zdjęć błamów zrobiłem, ale nie udało mi się jeszcze osiągnąć takiego powalającego efektu, nie dysponuje bowiem takim wnętrzem, nad czym ubolewam i coś musze w tym kierunku zrobić. Ma swój charakter.

Wprawdzie otrzymałem dawno temu zdjęcie ze Szwajcarii, ale nie nadaje się ono tutaj do opublikowania, bowiem uroki kobiecego ciała powalają błam, który miał być głównym bohaterem tych zdjęć, wyszła sesja rodem dla Playboy’a. Nie miałem w tym żadnego udziału, otrzymałem, zobaczyłem, zapisałem, zachowałem, … od czasu do czasu powracam do zdjęć, aby mieć przed oczami, jak powinien wyglądać idealnie ułożony błam na zdjęciu.

No i jak wygląda moje zdjęcie w porównaniu to tego wyżej??

A to inne otrzymane zdjęcia:

Będziesz więcej pracował!!!

Praca – jeden z czynników wyznaczających jakości naszego życia. Od jej wynagrodzenia zależy min. nasz byt na tym „łez padole” … Nie od dziś też wiadomo, że im ktoś więcej pracuje, tym więcej ma, dorobić się można nawet samego garba. Są też tacy, którzy nie pracują, żyją z pracy dorywczej, i mają się dużo lepiej, niż ci, co zapiepszają na „łańcuchu” etatu, a Państwo dopłaca im co miesiąc. Inni jeszcze żerują na pracy innych, na tzw. „kleszcza”, wychodzą na tym najlepiej – pracodawcy. Są jeszcze tacy, którzy rządzą, ale są na smyczy swoich pracodawców, są pomiędzy relacją kleszcz-ofiara.

Gdzie tkwi tajemnica sukcesu?
Nowoczesne społeczeństwo powinno być mobilne, co szybko i łatwo, bezboleśnie, pomoże mu w zmianie pracy, co dzisiaj nie jest jednak takie oczywiste. Pozostaje lęk przed zmianą i czymś nowym. Porady, że wszystko będzie dobrze, a zmiany wyjdą tylko nam na lepsze, nie zawsze  mogą okazać się prawdziwa. I wtedy co?? Jesteśmy w czarnej d…, szukamy dalej??
Jest szansa, że w końcu znajdziemy zajęcie, które da nam satysfakcje, kasę i trochę czasu, żeby z niej korzystać.
Patrząc na nasze polskie przysłowia, „cudze chwalicie, swego nie znacie”, „nie chwal dnia przed zachodem słońca”, „wszędzie dobrze, ale w domu najlepiej”, nie nastawia optymistycznie do chęci zmian. Już o zmianie pracy nie mówiąc.

Czyli jak już wiemy, że pracy nie zmienimy, bo mamy stracha, podwyżki nie dostaniemy, a na jakąś nagrodę nie zasługujemy, bo to, wg nas,  za duży wkład czasu i nakładu, do korzyści, jakie ewentualnie możemy z tego uzyskać, a i gwarancji nie ma, że ktoś doceni nasze zaangażowanie, zaczynamy powoli akceptować swoje marne położenie – tak mniej więcej między młotem, a kowadłem – beznadziejne. Ważny w tym momencie jest materiał, ważne też, żeby był twardy, trudny do zgniecenia.
Nie ma jednak sytuacji bez wyjścia – trzeba podjąć jakieś radykalne kroki. Dochodzimy wtedy do wniosku, jak już to kiedyś słyszałem, NO RISK NO FUN, zabawa była fajna, źle się to jednak skończyło, ale jakiś punk zaczepienia trzeba mieć, a chyba ten najlepszy, najwyżej się tylko dobrze ZABAWISZ!

Dzisiaj możliwości jest wiele, ofert pracy coraz więcej, faktycznie, od czegoś trzeba zacząć.  Jak to mój znajomy (powiedzmy współpracownik) mówi, „jedz małymi łyżeczkami, a jak nauczysz się jeść, zmień łyżkę”. Nie, nie jest Chińczykiem, Japończykiem, nigdy tam nie był na wycieczce, jednak ciężko pracuje, narzeka, ale to co robi dalej ciągnie – nie ma innej opcji, za dużo jest od jego pracy uzależnionych ludzi. Nie, nie zmienił łyżeczki, może nie potrzebuje, nie ma innej perspektywy, spojrzenia, …
No to zacznijmy od małej łyżeczki, spróbujmy czegoś dodatkowego, nowego, zdobędziemy nowe doświadczenia, otworzą się nam nowe możliwości, a efektem ubocznym, tak dzisiaj pożądanym będzie kasa, ukochana nasza KASA.  Nie ważne ile, ważne, że zmienimy punkt widzenia, perspektywę, spojrzymy na to co robiliśmy do tej pory i … , mam nadzieję, że stwierdzicie w końcu, „jak ja do tego czasu marnowałem czas”. No i oczywiście, bardzo wzbogaci to wasze CV (życiorys).

Możliwości, możliwości, możliwości – bez nich nic nie zmienimy. Żeby je poznać, trzeba zaryzykować, w najgorszym razie naszym wolnym, cennym dla nas, czasem, potem możemy podejmować trudne decyzje i decydować, co chcemy zostawić, a co odstawić. A może zostawimy obie? Wszak nie ma sytuacji bez wyjścia, mamy już alternatywę, nieprawdaż??
A trudną sytuacją zawsze możemy podjąć – później.

Dzisiaj właśnie usłyszałem: „Będziesz więcej pracował , albo cię zwolnię.” No i co? Podjąłem wyzwanie, będę pracował więcej, nie byłem gotowy mentalnie na tę drugą opcję, ale teraz mam alternatywę, to nie jest dla mnie sytuacja bez wyjścia.
Mam ten komfort psychiczny, za stary jestem na zastraszanie, a nie chciałem też odsłaniać wszystkich kart, zostawiając sobie możliwość powiedzenia: Szach-Mat, Poker, Makao i po makale, ….
Kiedy to wykorzystam?? Na razie nie widzę takiej potrzeby.
Wyzwanie, to wyzwanie. Zobaczymy co przyniesie jutrzejszy dzień.

Kupować czy przygotowywać samemu??

Jak to było wyjaśnione w jednej z bajek, z których najlepiej jest czerpać dzisiaj motta życiowe, zwierzęta jedzą aby żyć, ludzie żyją, aby jeść.

Problem jest prosty: kupować gotowe jedzenie, które trzeba tylko podgrzać, upiec, lub tylko odpakować i jeść, czy poświęcić trochę czasu, i przygotować jedzenie samodzielnie.

Jednym aspektem jest ekonomia. Wiadomo, iż jedzenie przygotowywane w domu jest tańsze, a ubocznym efektem tego jest chyba jeszcze to, że jest zdrowsze. Jak mamy czas, nie stoi więc nic na przeszkodzie, aby przygotować własnoręcznie posiłek, jest on bowiem nieraz tańszy, smaczniejszy, zdrowszy, niż podobne w sklepie. Po takim wyczynie kulinarnym rodzina powinna docenić wkład pracy i poświęcony czas. Ale gwarancji nie ma.

Aspekty zdrowotne. Komu więc teraz wierzyć. Na opakowaniach producenci i tak piszą, co chcą, nikt tego nie kontroluje, a wgłębiając się w skład produktów, czasami głowa boli od nadmiaru E, nadmanganianów czegoś tam i difosforanów tego drugiego.
A potem i tak się dowiemy, że:
Brytyjska Agencja Standardów Żywności (FSA) podała, że aż jedna na pięć badanych próbek mięsa zawiera „bliżej nieokreślone DNA”, które nie pochodzi od żadnego pojedynczego zwierzęcia.

Co w takim razie jemy?? Jak kupujemy pojedyncze składniki naszych przyszłych potraw nie wiemy i tak, co kupujemy. Mięso w sklepie nie ma etykiety, nie wiemy, co wcześniej biedna świnka czy krówka jadła, czy była szczęśliwa, czy przebywała na świeżym powietrzu, czy widziała w ogóle niebo?? NIE. Nie wiemy i się nie dowiemy. Ale zjemy.
Jeżeli nie mogą stwierdzić, czyje to było DNA, czy należy się czegoś obawiać??  Byle tylko nie było w odcieniu zieleni, kosmitów nie trawie. A może to efekt naszego mylnego o nich pojęcia ? Może oni zieloni nie są, a raczej podobni do dużych karaluchów?

A jak wygląda rzeczywistość?? Nie zawsze się nam chce, kupować i wybierać produkty, potem mieszać je i łączyć w bardziej lub mniej wysublimowany sposób, aby powstało coś pysznego, nie mówiąc już o posprzątaniu całego bałaganu po przygotowaniach. Do tego trzeba doliczyć czas, nas cenny czas, no i chwilkę na porównanie przepisów z Internetu.

Co teraz z tym zrobić? 
Każdy musi sam zdecydować, co jest lepsze, prostsze, łatwiejsze, …
Sam staram się jakoś to wypośrodkowywać. Tak, żeby pogodzić ekonomię z zadowoleniem rodziny, aspektami zdrowotnymi i moim czasem.
Polecam schab nadziewany borowikami i medaliony z polędwicy zawinięte w boczek. Czas pieczenia ok 50 min, pychota, do tego kasza gryczana, sałatka i obiad gotowy.

Podsumowanie

Czas i dobre chęci powinny być podstawowym kryterium dylematu: kupować czy robić?
Mam czas – robię, nie mam czasu, a wszyscy głodni, po co się narażać, kupujemy gotowe.

 

Karma??

Nie wiem czy nazwać to karmą, przeznaczeniem czy był to tylko zwykły, niewymuszony zbieg okoliczności.

Chęć zyskania większych pieniędzy mniejszym nakładem powiedzmy „pracy” jest od zarania dziejów elementem składowym życia, jednych ludzi bardziej, drugich mniej. Przykładem jest lotto, zakłady bukmacherskie, poker sportowy lub napady rabunkowe. Tych ostatnich nie polecam.

Nadarza się jedyna, niepowtarzalna okazja, szybkiego wzbogacenia się na … Nie, nie będę teraz pisał o uzupełnianiu ankiet za pieniądze, bo to ciężka praca jest. Chodzi mi raczej o obstawianie meczów na MŚ 2018.
Ostatnim czasem nie mam powodzenia w lotku, w pokera sportowego nie gram, więc zostały zakłady sportowe. No to i nadałem. Obstawiłem tych, którzy mieli mniejsze szanse na wygraną, bo gdyby się im udało, wtedy ja więcej zyskuję. Tak wygląda teoria w skrócie. Pierwszy mecz otwarcia Rosja -Arabia Saudyjska, informacje dodatkowe takie, że jeszcze się w historii MŚ nie zdarzyło, aby gospodarz MŚ przegrał mecz otwarcia. No to na kogo postawiłem?? Przeczytajcie jeszcze raz pogrubiony tekst wyżej.
Tak, Arabia Saudyjska, kurs 8.00 w przypadku wygranej. Mecze na dzisiaj to Urugwaj, Iran i na deser wygrana Portugali. Zobaczymy.
Kupon za 5zł miał przynieść 917,36zł. No i co??

Jeszcze przed meczem otwarcia o 17.00 firma wysłała mnie pod Wadowice, z „buta” musiałem przejść prawie 4km, taka praca. Po drodze znalazłem 5zł, a kawałek dalej kolejne 20gr. Czy to mogło coś oznaczać?? Wydawało się, że raczej nie, fakty zacząłem powiązywać dopiero po 17.00, jak już odebrałem auto i miałem do domu 1,5h czyli ok 77km.
Po drodze okazywało się, że Arabia coś słabiutko, a wyniki 1:0, 20 do przerwy, potem 3:0, wiedziałem, że moje pieniądze raczej są dalej, niż bliżej i łatwy zarobek prawdopodobnie szlak trafił. Komentatorzy raczej podtrzymywali mnie w tym upewnieniu, stwierdzeniami, że Arabia S. raczej tego meczu już nie wygra. No i tak się stało, wynik meczu 5:0 i to dwa gole w doliczonym czasie gry.

Cały kupon przez jeden mecz poszedł się … Z pozostałymi meczami też tak może być, ale już „spiny” nie mam, kasy też.

Ale te znalezione 5,20zł mogło być jakąś sugestią?
Czy to karma, która powinna wrócić większa, wartościowsza, lepsza,…
Czy tylko zbieg okoliczności, a ja słabo się starałem, bo nie znalazłem wczoraj więcej kasy przy drodze??
A może wydać te 5zeta na kolejny kupon? Ale jak obstawiać? Według zasady z pogrubionego tekstu powyżej?